Witajcie!
Oj oj, miało mnie tu być więcej, a znowu przeleciał prawie miesiąc. No i narobiło się zaległości, które jednak postaram się nadrobić.
Gdzieś w okolicy marca zadzwoniła do mnie Pani Gosia, która widziała kiedyś odnowione krzesełka u mojej cioci (dla przypomnienia TU) i poprosiła o metamorfozę jej ramy od lustra. Oj, naczekała się na mój wolny termin, ale na początku maja przystąpiłam do pracy.
Najpierw poszłam zobaczyć mojego nowego "pacjenta" i... o kurcze, nie wiem dlaczego ubzdurałam sobie, że lustro jest raczej standardowych, średnich rozmiarów. A tu moim oczom ukazał się masywny złoty kolos, długości pewnie z półtora metra (szacuję "na oko", bo nie zdążyłam zmierzyć).
Pani Gosia zmieniała wystrój domu i złoto absolutnie jej do tego nie pasowało, więc chciała żebym zmieniła kolor ramy na srebrny. Hmm, nigdy czegoś takiego nie robiłam, ale "co tam - kiedyś musi być ten pierwszy raz"- pomyślałam i przyjęłam zamówienie. A żeby było śmieszniej, usłyszałam, że to lustro jest w ich rodzinie już dłuższy czas i szkoda się go pozbywać. No pięknie, zero presji ;)))
No ale jak się podjęłam, to trzeba było stawić temu czoło. Rama lustra miała przepiękne rzeźbione ornamenty na narożnikach i w połowie każdego ramienia, do tego postarzane.
Oczywiście postanowiłam zrobić wszystko, żeby ten retro-charakter zachować.
W sumie malowałam 2 razy, bo z pierwszego nie byłam zadowolona, a poprawek dokonywałam niezliczoną ilość razy. Z racji tego, że używałam "śmierdzącej" farby, musiałam pracować w piwnicy, a to oznaczało pracę wieczorami, gdy moja Księżniczka udawała się do krainy snu ;) A że w piwnicy światło kiepskie, to po skończeniu każdej próby wnosiłam lustro do domu i... zonk! Okazywało się, że zawsze znalazłam jakieś niedociągnięcia...
W końcu efekt końcowy prezentował się tak:
Zdjęcia zrobione przez Panią Gosię po zainstalowaniu lustra w docelowym miejscu (bo na odbiór przyjechała za wcześnie i nie zdrążyłam porobić własnych zdjęć).
I jeszcze próba zaprezentowania zdobień PRZED i PO spotkaniu ze mną ;)
Ostatecznie malowanie tych ornamentów sprawiło mi największą frajdę. Efekt był, według mnie, zadowalający, ale klientka była wręcz zachwycona, więc kamień spadł mi z serca, że nie popsułam rodzinnej pamiątki :)
A oto moja hostessa prezentująca uroki starego lustra i odkrywająca swoją "siostrę-bliźniaczkę" ;)
I kolejny "pierwszy raz" zaliczony :)
Obiecuję, że już niedługo pojawię się tu z kolejną pracą.
Dziękuję wszystkim za odwiedziny i każdy pozostawiony tu ślad.