Któregoś wiosennego dnia przeglądając sieć w poszukiwaniu zdjęć ręcznie robionych kartek (takie miało być moje kolejne zajęcie) natknęłam się na zdjęcia prac wykonanych z papierowej wikliny i... zakochałam się :) Oczka mi się zaświeciły i już wiedziałam, że gdy przyjdzie lato i będę miała więcej czasu, muszę tego spróbować. Koniecznie!
W prawie każdej wolnej chwili szukałam nowych zdjęć prac wykonanych tą techniką i nei mogłam się doczekać mojej pierwszej próby. I wtedy natknęłam się na stronę Ani Krućko i... to było to. Na pierwszy rzut poszedł wózeczek, oczywiście wg kursu Ani (na marginesie - niesamowita kobieta).
Jakość zdjęcia koszmarna, bo zrobione telefonem komórkowym. Sam wózek też nie wyszedł idealnie (trochę koślawy tu i ówdzie), ale dla mnie był cudowny :) Dowód, że potrafię coś wykonać w tej technice.
I tak się zaczęło, a prace Ani Krućko stały się dla mnie inspiracją. Wiele godzin spędziłam na obejrzeniu wszystkich jej prac w jeden dzień :) Nie mogłam się napatrzeć.
Papierowa wiklina stała się odtąd techniką, którą się obecnie zajmuję. Z czasem pokażę Wam resztę moich prac, ale chwilowo skupię się na wózeczkach. Bo powstał jeszcze jeden :) W sumie zamówienie dostałam przypadkowo - wybrałam się do lokalnego sklepu z ręcznie robioną biżuterią, żeby zakupić koraliki do dalszych prac. I tak do słowa do słowa z włąścicielką na temat rękodzieła, pokazałam jej zdjęcie mojej pierwszej pracy, zachwyciła się i poprosiła mnie o wykonanie jednego dla oczekiwanego dzieciątka jej chrześniaczki.
Ten wyszedł już znacznie lepiej, jako że nabyłam trochę wprawy :) Oto mój drugi wózeczek:
Pani ze sklepu była zachwycona. Uznała, że na żywo wygląda to jeszcze lepiej niż na zdjęciu. A przy budce wisi sobie konik na biegunach zakupiony w jej sklepie :)
W następnych postach kolejne prace z papierowej wikliny. Przyznam się nawet, że powstaje kursik jednej z moich prac, nadal w trakcie robienia :)
Pozdrawiam wszystkich zaglądających do mnie :) i życzę miłego wieczoru.