Dobry wieczór!
Z technik wykorzystywanych przeze mnie co jakiś czas dochodzą nowe, ale poprzednie nie przepadają. Co jakiś czas wracają i dają sporo frajdy :)
To jak z doświadczeniami i wspomnieniami - ciągle zdobywamy nowe, ale cieszymy się też tymi starymi, wzbogacają nas i uczą.
Jakiś czas temu podjęłam się wykonania kolejnej haftowanej metryczki - tym razem dla malutkiego Emilka na jego chrzciny :)
Zamawiająca (a nie była to pierwsza praca dla niej) dała mi wolną rękę co do wyboru wzoru, ale oczywiście skonsultowałam z nią mój wybór. Z kilkuset (albo i więcej) posiadanych wzorów zawsze mnie urzekały misie Tatty Teddy, więc wykorzystałam szansę, żeby jednego wykorzystać :)
Tak wyglądał podczas pracy
A tu po raz kolejny magia backstitchy (cienka obramówka elementów haftu) - obrazek przed i po ich wprowadzeniu. Różnica jest OGROMNA!!!
Do backstitchy jest osobny wzór i przyznam się szczerze, że na początku starałam się za nim podążać. Nie potrwało to jednak długo ;) Młodych można dostać, jak się próbuje wyszywać linie długości 1-2 mm w chaotycznych miejscach, tzn. nie mających nic wspólnego z rysunkiem kanwy... A więc postanowiłam zrobić je po swojemu ( w ten sposób też taki obrazek dokładnie już się nigdy nie powtórzy!)
Nie mogę się też uwolnić od mojej ulubionej czcionki :)
...choć autentycznie szlag mnie trafia, jak mam wyszywać półkrzyżyki!!! :/
Ale efekt jest wart zachodu :)
W narożnikach metryczka otrzymała ozdobę w postaci gwiazdek i serduszek - też robionych "na oko" :)
Metryczka wyjątkowo mi się spodobała - może dlatego, że wzór, na który chorowałam od dawna, a do tego w błękitach i szarościach :)
Widzicie więc, że obecny rok obfituje w różne techniki, a to jeszcze nie koniec różności. Ten rok przyniósł też jedną TOTALNIE NOWĄ technikę, ale na to jeszcze chwilę poczekacie :)
Pozdrawiam i życzę udanego weekendu!!!