Witajcie!
Nie macie mnie jeszcze dość? ;) Bo to już absolutny rekord - czwarty raz w tym miesiącu!!!
Dziś trochę ten post jest wymuszony przez okoliczności - mam przymusową absencję od robótek. Dlaczego? W sobotę zadarłąm skórkę przy paznokciu, tak trochę ze stresu, ale oczywiście były inne sprawy, którymi można było się przejmować bardziej, więc zignorowałam (nie pierwsza zadarta skórka w życiu!). A że u mnie ostatnio ostra faza weny twórczej, to i kilka prac "rozgrzebanych: na różnych etapach, różnymi preparatami... No i oczywiście Asiunia nie uważała, a teraz jej się paluszek "pypra"... :( Więc domowe sposoby poszły w ruch - płukanie w szarym mydle, maść z antybiotykiem i wstrzemięźliwość od brudzenia sobie łapek ;) Jak to nie pomoże, to w najlepszym wypadku czeka mnie pewnie antybiotyk, a w najgorszym chirurg... Ale najgorszego scenariusza nawet nie biorę pod uwagę - prędzej sama to sobie wyczyszczę ;)))
Bóg jednak pokarał za głupie pomysły...
No ale do brzegu, jak to mówi klasyk ;)
Dziś na tapecie ostatnie serduszka - ostrzegałam wcześniej, że będą :)
Pierwsze nie ma w sobie raczej nic z decoupage, ale jest efektem mojej kolejnej miłości :)
Zresztą i o miłości traktuje. A propos - znacie to uczucie unoszenia się 5 cm nad ziemią i motyli w brzuchu? ;)))
Serduszko 20 cm pomalowane na niebiański błękit, cieniowany - w centralnym punkcie kolorem wyjściowym jest biały. Satynowa wstążka z dwoma koralikami w moim ulubionym kolorze :)
Na drugiej stronie przetarcia białe (niewidoczne dla aparatu) oraz delikatny biały stempelek "Handmade"
Pomysł na to serduszko zrodził się spontanicznie. Jakiś czas temu zakupiłam kilka silikonowych foremek do odlewów, do tego masę lekką z KIKa. Trzeba było wypróbować te nowe "zdobycze". Na pierwszy ogień poszły skrzydła, bo foremka dość płytka i nieskomplikowana, więc do masy nadawała się idealnie. Napis przyszedł do głowy jakby sam... :)
No i ... zakochałam się!!! Zakochałam się po same uszy a tej foremce i skrzydełkach :)))
Żeby całość można czyścić, "przeleciałam" skrzydełka raz lakierem. Serce samo w sobie ma tyle warstw lakieru, że nawet przestałam liczyć - koniecznie chciałam, żeby transferowy napis wtopił się w tło.
Drugie serduszko to typowy decoupage. Żadnych rewelacji, żadnych nowości...
Serduszko 13 cm. Kwiatki z serwetki, napis z szablonu, "pacnięte" na różowo brzegi (za różem absolutnie nie przepadam, ale co zrobić, gdy pasował do całości), satynowa wstążka i koraliki.
Druga strona to też czysta prostota - motyw kwiatowy pasujący do elementów z pierwszej strony.
W sumie to ta byłą pierwsza, a resztki serwetki wylądowały na odwrocie ;)
Przygoda z szablonem absolutnie nie przebiegła bez zakłóceń - za pierwszym razem wyszedł taki "pasztet", że musiałam zamalować i zrobić na nowo. Za drugim razem też nie wyszło idealnie, ale udało się trochę podmalować i jest... hmmm, do zaakceptowania ;)
Koraliki takie jak w niebiańskim serduszku, tyle że różowe. Swoją drogą przeciągnąć wstążkę przez ten mniejszy koralik to też była przygoda ;)
A tym, którzy dotrwali do końca, przyznam się do czegoś. Mówiłam, że miałam się nie tykać robótek, ale... pomalowane wczoraj pudełko tak na mnie patrzyło... Musiałam!!! Ale tylko klej na wieczko do klejenia "na żelazko", przysięgam :) Udało się nie zabrudzić palca - w końcu to tylko klej i do tego nakładany pędzlem.
Wiecie, to chyba naprawdę jest już nałóg ;))) Dziewczyny, to się leczy??? ;))
Pozdrawiam pozostałe uzależnione koleżanki ;) i dziękuję za odwiedziny!!!
Wrócę niedługo, bo kilka prac już na finiszu, ale to dopiero w sierpniu, żeby nie przeginać (choć pewnie zdążyłabym jeszcze w tym miesiącu ;) )