Witajcie!
Wiem, wiem, obiecałam, że będzie mnie tu więcej, a tymczasem trochę przycichłam... To chyba po moim ostatnim "publicznym wyjściu" troszkę musiałam odsapnąć. Ale już wracam :)
Dziś pokażę Wam tabliczkę-zawieszkę do domu. Zainspirowała mnie pewna osoba, której bliscy rozsiali się po bliższym lub dalszym świecie i wiem, że chętnie jeździ do tych, których kocha, a mimo to stwierdziła, że najlepiej czuje się w domu - tu ma swoje życie i przyjaciół.
I zamiast robić kolejną tabliczkę "Home Sweet Home", postanowiłam postawić na ojczysty język :)
I tak oto powstała tabliczka "Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej..."
Chciałam trochę na różowo wycieniować brzegi, ale... wiecie, że nie przepadam za różem, w związku z czym przypaćkałam jeszcze trochę patyną :) Myślę, że efekt postarzania został w miarę osiągnięty.
Patyną potraktowałam też motyw z serwetki.
Tabliczkę zawiesiłam na białym sznureczku, który kiedyś uratowałam z jakiejś torebki na prezenty - wiecie, jak to jest - wszystko to "przydasie" ;)
Przy wykonywaniu tej tabliczki miałam bardziej pod górkę, niż zwykle :))))
Przede wszystkim stała się rzecz, która nigdy wcześniej mi się nie przydarzyła.
Wybrałam śliczną serwetkę z motywem różyczek, który idealnie mi pasował do kształtu tabliczki. Kolory też piękne! No właśnie... Do czasu, aż pracy nie polakierowałam i nie wyschła. Jakież było moje zdziwienie, gdy spojrzałam na tabliczkę po pierwszym lakierowaniu - serwetka totalnie zmieniła kolor!!!!! Z róż w kolorze wpadającym w fiolet zostały róże w kolorze wściekło-różowym!!!! Aaaaaaaaaa!
Już miałam tabliczkę wyrzucić, ale... pomyślałam, że jeszcze się nad nią poznęcam i może coś z tego będzie... W końcu niektórzy lubią różowy bardziej niż ja ;))) A wiecie, że ja łatwo się nie poddaję - tak w życiu, jak i w "pracowni"!!!
Ten wściekły róż naprawdę dawał mi po oczach, więc żeby go stonować sięgnęłam po patynę i wycieniowałam kwiatki. Klasyczne cieniowanie w brązie pastą postarzającą sprawiło, że wściekły róż stał się bardziej zjadliwy, a i mnie wściekłość lekko opadła ;) Tabliczkę uznałam za uratowaną (?). Poniżej zdjęcia porównawcze z "PRZED" i "PO" cieniowaniu - co sądzicie - lepiej?
"Rzutem na taśmę" pyknęłam jeszcze zdjęcia w plenerze - niestety czas ślicznych zdjęć na łonie natury zbliża się ku końcowi :( Zostanie tylko domowy plan zdjęciowy, ale po przeprowadzce wreszcie znalazłam moją ulubioną niebieską apaszkę, która mi robi za tło do zdjęć ;)
I jeszcze tył tabliczki i mój ulubiony szablon "Handmade" :) Powiem Wam, że chyba już doszłam do wprawy w jego stosowaniu i już nie wychodzą mi żadne "pasztety" - czyli sprawdza się powiedzenie, że "ćwiczenie czyni mistrza" ;) Tzn. do mistrza to mi baaaardzo daleko, ale przynajmniej nie muszę zamalowywać nieudanych szablonów ;)
No i na tabliczce nowa etykietka - odważniejsza, bo z moim pełnym nazwiskiem, a nie tylko adresem bloga - a co, przecież nie wstydzę się swoich prac!!! :)
Jako że zawsze dom jest tym miejscem, gdzie wracamy najczęściej i najchętniej, tabliczkę zgłaszam nieśmiało na wyzwanie w Zielonych Kotach pt.: "Powroty". Oczywiście szans i tak nie mam, ale fajnie znów wziąć udział w jakiejś zabawie :)
Dziękuję Wam za odwiedziny i każde pozostawione słowo!!!
Miłego weekendu!