Witajcie!
Moje Maleństwo chwilowo śpi, więc mogę tu zawitać na momencik :)
Pozostaję w temacie dziecięcym :)
Jakiś czas temu, może rok lub dwa, gdy haftowałam kolejną zamówioną metryczkę, mój mąż stwierdził, że wszystkim robię te metryczki, a jak my będziemy mieć Maleństwo, to pewnie zostanie bez takowej. I wiecie, jak to jest - wdepnął na ambicję ;)
Tak więc jeszcze przed narodzinami Małej postanowiłam przygotować jej metryczkę (dane zawsze można dohaftować później). No i tu powstał dylemat - jaki wzór? Szczerze mówiąc wzór wybrałam nawet z przekonaniem. Miał on być taki:
(źródło: internet)
Miałam już wydrukowany wzór, pozmieniane nici z podanych na Ariadnę i byłam gotowa do wybrania muliny z mojego przepastnego kuferka. I... no właśnie, straciłam przekonanie.
Kiedyś, gdy jeszcze szukałam wzorów, natknęłam się na słodziaśnego misiaczka. O, takiego:
(źródło: internet)
I powstał dylemat - który wzór wybrać. Poszłam jednak za głosem serca i pod igłę poszedł misiaczek :)
Dokonałam jednak małych przeróbek, bo jakoś mi się nie widziało, żeby pranie na sznurze było koloru szarego, a klamerki różowe, więc postanowiłam zamienić kolory. I tak oto powstała metryczka:
I kilka porównań efektów bez i z backstitchami (czyli czarnymi obramowaniami niektórych elementów):
A tak wygląda już finalny efekt - powstał, gdy nasz Aniołek pozwolił mamusi odrobinę popracować pewnego pięknego dnia ;)
Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy mimo mojej rzadkiej nieobecności, nadal do mnie zaglądają :)
Życzę udanego weekendu