Strony

niedziela, 29 września 2013

Wózeczek - pierwsze spotkanie z papierową wikliną

Witam serdecznie!

Któregoś wiosennego dnia przeglądając sieć w poszukiwaniu zdjęć ręcznie robionych kartek (takie miało być moje kolejne zajęcie) natknęłam się na zdjęcia prac wykonanych z papierowej wikliny i... zakochałam się :) Oczka mi się zaświeciły i już wiedziałam, że gdy przyjdzie lato i będę miała więcej czasu, muszę tego spróbować. Koniecznie!

W prawie każdej wolnej chwili szukałam nowych zdjęć prac wykonanych tą techniką i nei mogłam się doczekać mojej pierwszej próby. I wtedy natknęłam się na stronę Ani Krućko i... to było to. Na pierwszy rzut poszedł wózeczek, oczywiście wg kursu Ani (na marginesie - niesamowita kobieta).


Jakość zdjęcia koszmarna, bo zrobione telefonem komórkowym. Sam wózek też nie wyszedł idealnie (trochę koślawy tu i ówdzie), ale dla mnie był cudowny :) Dowód, że potrafię coś wykonać w tej technice.
I tak się zaczęło, a prace Ani Krućko stały się dla mnie inspiracją. Wiele godzin spędziłam na obejrzeniu wszystkich jej prac w jeden dzień :) Nie mogłam się napatrzeć.

Papierowa wiklina stała się odtąd techniką, którą się obecnie zajmuję. Z czasem pokażę Wam resztę moich prac, ale chwilowo skupię się na wózeczkach. Bo powstał jeszcze jeden :) W sumie zamówienie dostałam przypadkowo - wybrałam się do lokalnego sklepu z ręcznie robioną biżuterią, żeby zakupić koraliki do dalszych prac. I tak do słowa do słowa z włąścicielką na temat rękodzieła, pokazałam jej zdjęcie mojej pierwszej pracy, zachwyciła się i poprosiła mnie o wykonanie jednego dla oczekiwanego dzieciątka jej chrześniaczki.
Ten wyszedł już znacznie lepiej, jako że nabyłam trochę wprawy :) Oto mój drugi wózeczek:

 

 

 

 

 

 
Pani ze sklepu była zachwycona. Uznała, że na żywo wygląda to jeszcze  lepiej niż na zdjęciu. A przy budce wisi sobie konik na biegunach zakupiony w jej sklepie :)
 
 
W następnych postach kolejne prace z papierowej wikliny. Przyznam się nawet, że powstaje kursik jednej z moich prac, nadal w trakcie robienia :)
 
Pozdrawiam wszystkich zaglądających do mnie :) i życzę miłego wieczoru.
 
 

sobota, 28 września 2013

Hafty - ciąg dalszy

Witam ponownie!

Dziś zamierzam pokazać Wam resztę moich prac wykonanych metodą haftu krzyżykowego. Są to generalnie hafty wykonane dla własnej przyjemności, bez żadnego zamówienia czy zamysłu podarowania ich komukolwiek. Ot zwyczajnie, dla samej frajdy haftowania :)

Jeden z moich ulubionych prac - wykonana w kolorach sepii Światynia Wang z Karpacza. Tym bliższa mojemu sercu, że osobiście odwiedziłam to miejsce, choć już po ukończeniu haftu.
 

 

Kolejny obraz to wybór mojego męża, który bardzo lubi podróże i marzy o odwiedzeniu Wielkiego Muru Chińskiego (to jedno z wielu miejsc na jego liście "do zobaczenia na świecie").
Haft znalazł nową właścicielkę i pojechał do Warszawy :)
 

 
Z myślą o moim mężu powstał też inny haft - tym razem jako prezent dla niego. Historia powstania tego haftu jest dość ciekawa, bo wykoanałam go bez schematu, ponieważ nigdzie nie mogłam żadnego znaleźć. Za wzór posłużył mi... szalik klubowy ;)). Jako że szaliki są tkane raczej nie z kwadratowych oczek, haft wyszedł "oryginalnie" ;), ale liczą się chęci. Jeszcze jedna ciekawostka - obrazek powstał jeszcze zanim odkryłam czarną kanwę, więc czarne tło jest wyhaftowane :)
 

 
Po trudach haftowania czarnego tła zainwestowałam w czarną kanwę. Jak dotąd powstał na niej tylko jeden haft. Co prawda obrazy wykonywane na czarnej tkaninie strasznei mi się podobają, ale jest to znacznie trudniejsze i bardziej czasochłonne, a i oczy szybciej się męczą...

 
 
Poza tym powstało kilka mniejszych prac:

 
 

 

 
 

 

 
 

 

 
I to by było na tyle. Nie odkładam bynajmniej igły na zawsze, ale na chwilę obecną znalazłam inną pasję. W międzyczasie planuję wykonanie kolejnej metryczki dla nowo narodzonego synka przyjaciółki - podzielę się z Wami zdjęciami, gdy praca zostanie już ukończona.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do dalszego odwiedzania mojego bloga.
 
 
 
 




czwartek, 26 września 2013

Metryczki

Dobry wieczór!

Bardzo serdecznie witam osoby odwiedzające mojego bloga. Mimo nadzwyczaj jeszcze skromnego dorobku "postowego" mam już kilka odwiedzin na koncie :)

Pozostaję jeszcze na chwilkę w temacie haftu krzyżykowego, jako że do czerwca tego roku była to moja głowna płaszczyzna zainteresowań i dorobiłam się całkiem pokaźnej liczby prac.
Dzisiaj chciałam Wam pokazać prace, które mają szczególne znaczenie, gdyż każda wykonana była dla konkretnego słodziutkiego maleństwa. Mowa o metryczkach. Część była moim osobistym prezentem dla dzieci przyjaciółek, część wykonałam na prośbę innych osób dla maleństw z ich rodzin.
Oto pamiątki dla dzieciątek:
 

 
 

 
 

 
 
I jeszcze jedna szczególna metryczka. W związku z tym, że jestem raczej zabieganą osobą, metryczka powstawała przez około dwa miesiące i dwa miesiące czekała na narodziny Gabrysi. Po tym wyjątkowym dniu dohaftowana została tylko sukienka króliczka (gdy byłyśmy zupełnie pewne, że ma być czerwona;) ) i oczywiście dane maleństwa. A metryczka powstała na prośbę Marioli, cioci Gabrysi.
 

 
Największa metryczka, jaka wyszła spod mojej igły (format A4) i muszę przyznać, że chyba najbardziej ze wszystkich mi się podoba.
 
 
Życzę wszystkim miłego wieczoru i zapraszam do zapoznawania się z kolejnymi wpisami i pozostawiania śladów swojej bytności w postaci komentarzy :)

 

środa, 25 września 2013

Nowa twarz haftu

Witam ponownie!

Dzisiaj chciałam Wam pokazać trochę inne oblicze haftu. Dla mnie jest ono o tyle atrakcyjne, że łączy w sobie tradycyjne krzyżyki i formę szkicu nićmi. Jest tokombinacja haftu krzyżykowwego i liniowego.
Wszystkie przedstawione przeze mnie w tym poście wzory są przeróbką prawdziwych grafik. Ich autor nazywa się Ty Wilson i jest świetnym artystą. Wzory pochodzą ze strony http://www.wzory-haftu.pl/, gdzie są wzory również mojego autorstwa (publikuję pod nickiem Nickole214). Serdecznie zapraszam do odwiedzenia obu stron. Miłośnikom haftu szczególnie polecam tą nieprzebraną skarbnicę darmowych wzorów.
A oto już moje prace:


 


 

 
 

 
 

 
 

 
 

 
 
Zdjęcia nie są rewelacyjnej jakości, ale najważniejsze chyba widać nieźle.
Jeden ze wzorów już znalazł zastosowanie jako pamiątka ślubu.
 

 
 
Pozdrawiam wszystkich, nie tylko miłośników xxx

 
 
 
 
 

niedziela, 22 września 2013

Kolejny etap

Witam Po raz drugi!
Była już modelina, były szkice, więc pora na kolejny etap. Z haftem krzyżykowym spotkałam się w podstawówce na lekcji techniki, ale była to jednorazowa przygoda. W liceum zaczęłam pracować jako wolontariusz w świetlicy socjoterapeutycznej dla dzieci, a potem trafiłam do Warsztatów Terapii Zajęciowej i tam na nowo odkryłam haft. I tak się zaczęło... To od tych wspaniałych ludzi dostałam mój pierwszy wzór i powstał pierwszy krzyżykowy obraz...
 


 
A potem przejrzałam stare gazety mamy i znalazłam dwa śliczne wzory. 
 


 
Wiele osób uważa, że haftowanie to strasznie nudne zajęcie, ale dla mnie byał to zawsze odskocznia od codzienności lub po prostu zabijanie. Jako że jestem osobą, która nie uznaje bezczynności, wolałam wykorzystywać wolny czas na coś kreatywnego. Szczególnie czas, który spędzałam w pociągu w drodze na i ze studiów (5 godzin w jedną stronę), mijał znacznie szybciej, gdy brałam ze sobą moje hafciki. Kiedyś usłyszłam w pociągu od pewnej kobiety, że będę świetną babcią :) Rewelacyjna uwaga dla dwudziestolatki :))) Ale wiem, co miała na myśli.
W tym okresie powstały kolejne prace:
 
 
 

 
 

 
 

 
 
 
 
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających mojego raczkującego bloga.
Jak tylko skończę z działaniami archiwalnymi, zacznę pisać o tym, co robię obecnie, a jest to coś zupełnie innego niż haft czy szkice :)
 
 

 

 

poniedziałek, 16 września 2013

Moje początki

Witam Wszystkich bardzo serdecznie!

Mam na imię Joanna. Mieszkam w Krotoszynie, niewielkim mieście w południowej Wielkopolsce.
Długo się zastanawiałam, czy zacząć moją przygodę z blogowaniem, ale doszłam do wniosku, że ma to wiele plusów. Będę tu opowiadać o moich małych pasjach, o które większość osób by mnie nie podejrzewało.

Szczerze mówiąc nie ma jednej techniki, której bym się trzymała. Próbuję ciągle nowych rzeczy, w zależności od tego, co akurat wpadnie mi w oko albo jaka jest potrzeba.

Moja przygoda z szeroko pojętym rękodziełem zaczęła się, gdy miałam około 9-10 lat (musiałam skonsultować ten fakt z mamą, bo było to już... kilka ;) lat temu). Wtedy bawiłam się modeliną i robiłam figurki w wersji mini. Dlaczego mini? Bo były one naprawdę malutkie. Dzisiaj, gdy robiłam im zdjęcia (nadal je mam), ręce mi się trzęsły od samego ich trzymania - aż dziw bierze, że sama je kiedyś stworzyłam. Rzućcie okiem :) Zapałka jest naturalna, dla zobrazowania wielkości.

 

 


 

 
 
Potem przyszła pora na szkice... Wiele zawdzięczam mojemu nauczycielowi plastyki ze szkoły podstawowej -  potrafił zdopingować tych, którzy wykazywali chęci do dalszego rozwoju.
Oto przykład tego, co udało mi się zdziałać kreską.
 
W wieku 12 lat powstało studium dłoni - choć zachowało się tylko kilka szkoców z tego okresu:
 

 

 

 
 
W wieku 14 lat spędziłam kilka dni siedząc na krawężniku przed jednym ze starych budynków w moim mieście - zawsze lubiłam starą architekturę. Muszę przyznać, że wzbudzałam niemałą atrakcję :)
 

 

 
 
 I reszta (o której nie będę się rozpisywać, żeby nie zanudzać w moim pierwszym wejściu):
 

15 lat
 

16 lat




 17 lat
 

18 lat
 
I inne:
 

 
 
 Abstrakcja :)
 

 
I jedyna praca wykonana w kolorze:
 

 

 
Dziękuję wszystkim za wytrzymanie do końca mojego przydługiego posta :) i pozdrawiam