Witaj miły Gościu! Bardzo się cieszę, ze odwiedzasz mojego skromnego bloga. Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza. Proszę podpisz się lub nawet zostaw adres e-mail do siebie :) Miłego oglądania!

piątek, 29 września 2017

Wszędzie dobrze, ale...

Witajcie!
 
Wiem, wiem, obiecałam, że będzie mnie tu więcej, a tymczasem trochę przycichłam... To chyba po moim ostatnim "publicznym wyjściu" troszkę musiałam odsapnąć. Ale już wracam :)
 
Dziś pokażę Wam tabliczkę-zawieszkę do domu. Zainspirowała mnie pewna osoba, której bliscy rozsiali się po bliższym lub dalszym świecie i wiem, że chętnie jeździ do tych, których kocha, a mimo to stwierdziła, że najlepiej czuje się w domu - tu ma swoje życie i przyjaciół.
I zamiast robić kolejną tabliczkę "Home Sweet Home", postanowiłam postawić na ojczysty język :)
 
I tak oto powstała tabliczka "Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej..."
 
 
Chciałam trochę na różowo wycieniować brzegi, ale... wiecie, że nie przepadam za różem, w związku z czym przypaćkałam jeszcze trochę patyną :) Myślę, że efekt postarzania został w miarę osiągnięty.
Patyną potraktowałam też motyw z serwetki.
 
 
 
Tabliczkę zawiesiłam na białym sznureczku, który kiedyś  uratowałam z jakiejś torebki na prezenty - wiecie, jak to jest - wszystko to "przydasie" ;)
 
 
Przy wykonywaniu tej tabliczki miałam bardziej pod górkę, niż zwykle :))))
Przede wszystkim stała się rzecz, która nigdy wcześniej mi się nie przydarzyła.
Wybrałam śliczną serwetkę z motywem różyczek, który idealnie mi pasował do kształtu tabliczki. Kolory też piękne! No właśnie... Do czasu, aż pracy nie polakierowałam i nie wyschła. Jakież było moje zdziwienie, gdy spojrzałam na tabliczkę po pierwszym lakierowaniu - serwetka  totalnie zmieniła kolor!!!!! Z róż w kolorze wpadającym w fiolet zostały róże w kolorze wściekło-różowym!!!! Aaaaaaaaaa! 
 
 
Już miałam tabliczkę wyrzucić, ale... pomyślałam, że jeszcze się nad nią poznęcam i może coś z tego będzie... W końcu niektórzy lubią różowy bardziej niż ja ;)))  A wiecie, że ja łatwo się nie poddaję - tak w życiu, jak i w "pracowni"!!!
Ten wściekły róż naprawdę dawał mi po oczach, więc żeby go stonować sięgnęłam po patynę i wycieniowałam kwiatki. Klasyczne cieniowanie w brązie pastą postarzającą sprawiło, że wściekły róż stał się bardziej zjadliwy, a i mnie wściekłość lekko opadła ;)  Tabliczkę uznałam za uratowaną (?). Poniżej zdjęcia porównawcze z "PRZED" i "PO" cieniowaniu - co sądzicie - lepiej?
 
 
"Rzutem na taśmę" pyknęłam jeszcze zdjęcia w plenerze - niestety czas ślicznych zdjęć na łonie natury zbliża się ku końcowi :(  Zostanie tylko domowy plan zdjęciowy, ale po przeprowadzce wreszcie znalazłam moją ulubioną niebieską apaszkę, która mi robi za tło do zdjęć ;)
 
 
I jeszcze tył tabliczki  i mój ulubiony szablon "Handmade" :) Powiem Wam, że chyba już doszłam do wprawy w jego stosowaniu i już nie wychodzą mi żadne "pasztety"  - czyli sprawdza się powiedzenie, że "ćwiczenie czyni mistrza" ;)  Tzn. do mistrza to mi baaaardzo daleko, ale przynajmniej nie muszę zamalowywać nieudanych szablonów ;)
No i na tabliczce nowa etykietka - odważniejsza, bo z moim pełnym nazwiskiem, a nie tylko adresem bloga - a co, przecież nie wstydzę się swoich prac!!! :)
 
 
Jako że zawsze dom jest tym miejscem, gdzie wracamy najczęściej i najchętniej, tabliczkę zgłaszam nieśmiało na wyzwanie w Zielonych Kotach pt.: "Powroty". Oczywiście szans i tak nie mam, ale fajnie znów wziąć udział w jakiejś zabawie :)
 
https://sklepzielonekoty.blogspot.com/2017/09/wyzwanie-powroty.html
 
Dziękuję Wam za odwiedziny i każde pozostawione słowo!!!
Miłego weekendu!
 

wtorek, 12 września 2017

"Moje Małe Pasje" publicznie :)

Witajcie!
 
Spieszę do Was z mini-relacją :)
W ostatnią sobotę "Moje Małe Pasje" ponownie wyszły do ludzi na małym, lokalnym wydarzeniu. Imprezka udana, choć mój udział obył się bez większych sukcesów ;) Ale nie to jest najważniejsze - liczy się, że znowu odważyłam się wyjść publicznie z moimi pracami :)
 
 
Teraz staram się "pozbierać" po bardzo intensywnych przygotowaniach do tego "występu". To był bardzo pracowity czas - 1,5 miesiąca wytężonej pracy, "wyciskania" weny twórczej, zarwanych nocek, walki z własnym organizmem, pod koniec już lekko przegrywanej walki...  Ale dałam radę :)
 
 
 
 
 
Wprawne oko dojrzy na zdjęciach prace, które jeszcze nie były publikowane  - przyczyna jest prosta - brak czasu. Do ostatniego wieczora przed wystawą trwała praca i pakowanie.
 
Z tego miejsca chciałabym podziękować wszystkim, którzy we mnie wierzą i wspierają w mojej "artystycznej" pasji - Dziękuję Wam, bez Was to nie miałoby sensu!!!! :))))
 
Biesiado Sąsiedzka - do zobaczenia za rok ;)))

niedziela, 3 września 2017

Znowu o miłości :)

Witajcie!
 
Dzisiaj znowu wrócimy na chwilę do tematu miłości :)
No nic na to nie poradzę, że ostatnio wpadają mi w ręce takie piękne sentencje, że grzechem było ich nie wykorzystać, przy okazji dalej wprawiając się w decoupage.
 
Dzisiejsze serducho jest wyjątkowe - pewnie za sprawą zdjęcia, którego użyłam. Najpierw był cytat, który po prostu MUSIAŁAM wykorzystać, a gdy zaczęłam szukać odpowiedniej grafiki... ta jedna, jedyna - pasowała idealnie!!!
 
 
To wielkie, silne drzewo o zachodzie słońca, a pod nim skromna ławeczka, na której można usiąść i pomarzyć. Albo chociaż w ciszy popatrzeć, jak słońce żegna się z dniem i oblewa świat ciepłym, złotym blaskiem... Magia...
 
A cytat z H. Sienkiewicza jest bezcenny...  I taki prawdziwy... Że też wcześniej się na niego nie natknęłam...
 
 
A ze spraw czysto technicznych - "zdradziłam" mój ukochany szablon z ornamentami na rzecz wypróbowania innego, kwiatowego. I wiecie co? WOW, znowu się zakochałam ;)
Do szablonu użyłam tradycyjnie szpachlówki, więc jest efekt 3D.
Do tego satynowa wstążka i tym razem srebrny koralik.
 
 
Na drugiej stronie, ponieważ wydawała mi się "łysa", brzegi serduszka wykończyłam delikatną bawełnianą koronką.
 
 
A tu jeszcze serduszko w plenerze - ulubione polno-łąkowe klimaty, choć przed blokiem ;)
 
 
Dziękuję Wam za odwiedziny i za każde pozostawione słowo - motywujecie mnie do dalszego działania :)