Witaj miły Gościu! Bardzo się cieszę, ze odwiedzasz mojego skromnego bloga. Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza. Proszę podpisz się lub nawet zostaw adres e-mail do siebie :) Miłego oglądania!

środa, 7 listopada 2018

Szkatułka na 50. rocznicę ślubu

"Wielka miłość, nie wybiera,
Czy jej chcemy, nie pyta, nas wcale.
Wielka miłość, wielka siła.
Zostajemy jej wierni, na zawsze..."
(Seweryn Krajewski "Czekasz na tę jedną chwilę")



Nie będę się więcej usprawiedliwiać i obiecywać poprawę, bo mi to nie wychodzi ;) Mogłabym zacytować kolejny fragment powyższej piosenki: "Ej za krótko trwa godzina..." ;) 

Niedawno dostałam zlecenie na szkatułkę z okazji 50. rocznicy ślubu, która miała pomieścić telegramy z życzeniami. Nie umiałam odmówić :) Zamawiająca dostarczyła mi 50-letnie zdjęcie ślubne, bo nie wyobrażałam sobie tej pracy bez takiego elementu. 
Chciałam, żeby ta szkatułka była delikatna i prosta, bez zbędnych udziwnień - taka sprzed 50 lat. Kolorystyka zasugerowana przez zamawiającą i szczerze mówiąc na początku nie byłam do niej przekonana, ale efekt mnie zadowolił. Jako element ozdobny na zewnątrz użyłam koronkę zrobioną z akrylu (to chyba było największe wyzwanie, bo foremka koronki była jedna, koronek wykorzystałam 5, a każda musiała schnąć całą noc...). Do tego zdjęcie na wieczku otrzymało obramowanie z masy samoutwardzalnej - prosto i elegancko. Na froncie dodatkowo dwa splecione serduszka - jakże wymowny symbol!


Dno szkatułki wyłożyłam białym filcem, żeby było elegancko i przytulnie. Na wewnętrznej stronie wieczka umocowałam tabliczkę z  datą ślubu i imionami Szanownych Jubilatów.



50 LAT RAZEM!!! Ogarniacie to? Bo ja nie!!!
Jak bardzo trzeba kogoś kochać, żeby przeżyć z nim/nią w szczęściu i nieszczęściu pół wieku! Jak bardzo trzeba kochać, by nic nie było w stanie nas rozdzielić z wybrankiem/wybranką!
Wiecie co? Przeważnie nikomu niczego nie zazdroszczę, ale w tym przypadku jest inaczej... Zazdroszczę im tego szczęścia znalezienia osoby, z którą chcą się zestarzeć i z którą chcą dożyć końca swych dni... Zazdroszczę im tej miłości!!! I żal mi, że sama nigdy nie przeżyję takiego jubileuszu...


 życzę wszystkim znalezienia takiej miłości i szczęścia do grobowej deski.
A sobie życzę więcej czasu, by godzina trwała co najmniej trzy ;)

piątek, 31 sierpnia 2018

Zarzymać czas...

Witajcie!

Tytuł dzisiejszego posta wiele mówi :)
Po pierwsze - mam tyle zajęć i tak mało czasu, że chętnie bym go zatrzymała...
Po drugie - odnosi się do mojej kolejnej pracy, która powstała na początku roku (aż wstyd przyznawać, że mam takie "tyły" w publikowaniu}
Po trzecie - był to tytuł konkursu na FB, w którym postanowiłam wziąć udział i pobawić się trochę tworzeniem ;)

Z racji tego, że mam ogrom prac do pokazania, to postanowiłam nie pokazywać ich chronologicznie, ale urozmaicić nieco posty ze względu na technikę. U mnie ostatnio króluje szycie - "króluje", bo królików mam od zatrzęsienia, ale wszystkie szybciutko udają się do nowych domków, niektórym nawet nie zdążyłam zrobić zdjęcia...

Wiec dziś będzie technika mixed media i zegar, który zrobiłam na wspomniany wcześniej konkurs.


Ponieważ  nie robiłam go na zamówienie, a konkurs nie precyzował kolorystyki, to zegar powstał w moim ulubionym kolorze niebieskim. Spodobała mi się (jak zawsze) pewna serwetka i po prostu MUSIAŁAM ją wykorzystać ;)  Te kwiaty są po prostu rewelacyjne, takie totalnie moje klimaty!!!


Jak już wspomniałam, poszalałam z techniką i prócz klasycznego decoupage (serwetka z kwiatami) mamy kombinację alpejską, czyli używałam, co mi wpadło w ręce, choć głównie padło na różnego rodzaju masy ;) 
A więc ramkę wysmarowałam szpachlówką i widelcem nadałam jej strukturę (podpatrzyłam, jak dziewczyny-rękodzielniczki robią "kartki" w pudełkach-książkach). Do tego doszły róże z masy samoutwardzalnej, z jednej z moich foremek, której wcześniej nie użyłam, a po co ma leżeć i się marnować ;) 


Tak wygląda ramka przed i po malowaniu (bo tu też zastosowałam "wesołą twórczość" i mazałam farbami, aż efekt mnie zadowolił :)


Nie mogło  też zabraknąć szablonu - tym razem wykorzystałam cegiełki do stworzenia subtelnego tła. A że same cegiełki wydały mi się mdłe, to podmalowałam je nieco białą farbą, nadając trochę trójwymiarowości. Na zdjęciu poniżej widać, jaką różnicę robi małe pociągnięcie pędzla - u góry cegiełki podcieniowane, u dołu - czyste z szablonu. Dla mnie różnica jest spora, a efekt całkiem niezły.


 Dzięki technice mixed media zwykły płaski zegar przestał być płaski, nabrał efektu 3D, a dzięki cieniowaniu farbą od wewnątrz (pierwsze użycie pędzelka skośnego) spodobał mi się jeszcze bardziej.


 Oczywiście zegar, jak większość moich prac na konkursy i wyzwania, został wykończony na ostatni moment. Sukcesów nie było, za to zabawy co nie miara i ogrom przyjemności przy tworzeniu.

Już się zastanawiam, co następne Wam pokażę  i kiedy :( bo żeby ze wszystkim zdążyć, naprawdę musiałabym regularnie zatrzymywać czas ;)

Dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie, życząc jednocześnie udanego weekendu!

piątek, 20 lipca 2018

Metryczka dla Emilka

Dobry wieczór!
 
Z technik wykorzystywanych przeze mnie co jakiś czas dochodzą nowe, ale poprzednie nie przepadają. Co jakiś czas wracają i dają sporo frajdy :)
To jak z doświadczeniami i wspomnieniami - ciągle zdobywamy nowe, ale cieszymy się też tymi starymi, wzbogacają nas i uczą.
 
Jakiś czas temu podjęłam się wykonania kolejnej haftowanej  metryczki - tym razem dla malutkiego Emilka na jego chrzciny :)
 
 
Zamawiająca (a nie była to pierwsza praca dla niej) dała mi wolną rękę co do wyboru wzoru, ale oczywiście skonsultowałam z nią mój wybór. Z kilkuset (albo i więcej) posiadanych wzorów zawsze mnie urzekały misie Tatty Teddy, więc wykorzystałam szansę, żeby jednego wykorzystać :)
 
Tak wyglądał podczas pracy
 
 
A tu po raz kolejny magia backstitchy (cienka obramówka elementów haftu) - obrazek przed i po ich wprowadzeniu. Różnica jest OGROMNA!!!
 
 
 
Do backstitchy jest osobny wzór  i przyznam się szczerze, że na początku starałam się za nim podążać. Nie potrwało to jednak długo ;)  Młodych można dostać, jak się próbuje wyszywać linie długości 1-2 mm w chaotycznych miejscach, tzn. nie mających nic wspólnego z rysunkiem kanwy... A więc postanowiłam zrobić je po swojemu ( w ten sposób też taki obrazek dokładnie już się nigdy nie powtórzy!)
 
 
Nie mogę się też uwolnić od mojej ulubionej czcionki :)
 
 
...choć autentycznie szlag mnie trafia, jak mam wyszywać półkrzyżyki!!! :/
Ale efekt jest wart zachodu :)
 
 
 
W narożnikach metryczka otrzymała ozdobę w postaci gwiazdek i serduszek - też robionych "na oko" :)
 
 
 
 
Metryczka wyjątkowo mi się spodobała - może dlatego, że wzór, na który chorowałam od dawna, a do tego w błękitach i szarościach :)
 
 
 
 Widzicie więc, że obecny rok obfituje w różne techniki, a to jeszcze nie koniec różności. Ten rok przyniósł też jedną TOTALNIE NOWĄ technikę, ale na to jeszcze chwilę poczekacie :)
 
Pozdrawiam i życzę udanego weekendu!!!
 
 
 

wtorek, 17 lipca 2018

Króliczkowe szczęście ;)

Witajcie!
 
Nie będę już obiecywać nadrabiania zaległości blogowych, bo im bardziej obiecuję, tym mniej mi to wychodzi... ;)
Ostatnio i z racji wzmożonej pracy i z racji sytuacji osobistej nawet nie miałam kiedy usiąść do komputera. Ale tłumaczą się winni i słabi, więc do rzeczy ;)
 
Ostatnio Moje Małe Pasje rzuciły się na "nową" technikę i wykonanie czegoś, co "chodziło" za mną od dawna. Usiadłam więc do szycia. Już wcześniej miałam romanse z maszyną do szycia, a teraz wróciłam i chyba mnie wciągnęło. Jak zresztą działo się z każdą kolejną techniką ;)
 
Od dawna chciałam spróbować swoich sił w szyciu tzw Tild. Na początek padło na króliczki i tak oto powstały dwie królisie - na zamówienie.
 
 
 
Królisie - siostry bliźniaczki - trafiły do dwóch przyjaciółek z tej samej grupy przedszkolnej "Zajączki" :) Obie zadowolone, a jedna z nich wyjątkowo zapałała miłością do swojego Zajączka i praktycznie się z nią nie rozstaje :) 
 
 
Przedstawiam Wam więc Igę ;)
 
 
 Króliczki vel Zajączki, choć to bliźniaczki, różnią się jedynie delikatnie długością sukienki. I chociaż same postacie szyte były z wykroju, to już sukienki szyłam bez wykroju, "na oko". Taki urok rękodzieła - żadna praca nie jest identyczna z poprzednią :)
 
 
 
 
Sukienki nie są przytwierdzone do króliczków na stałe - są wiązane na wstążeczki z tyłu. w ten sposób zawsze można pomyśleć o dodatkowej kreacji dla Przyjaciółki :) A wiadomo, że dziewczynki lubią przebierać swoje przytulanki.
 
 
Na przodzie przy szyjce delikatne marszczenie z kwiatuszkiem...
 
 
 
 

...a dół obszyty kwiatową koronką.
 
 
W sumie to prototypem był królik-chłopiec i to po zaprezentowaniu zdjęcia koleżance dostałam zamówienie na dwie dziewczynki :) A że czasu na realizację było dość mało, to uszyłam tylko drugi egzemplarz, a pierwszy rozebrałam z chłopięcego ubranka i uszyłam sukienkę.
A mój całkiem pierwszy króliczek prezentował się tak:
 
 
 
Od razu zaznaczam, że spodnie-ogrodniczki i kapelusik też szyte były bez wykroju. Było z tym trochę zabawy, ale generalnie wyszło całkiem nieźle :)
 
 
Kapelusik został przyszyty na stałe do głowy, żeby się nie zsuwał, podobnie jak kokardka u dziewczynek.
 
Spodenki też oczywiście możliwe do zdjęcia, choć chyba z ubieraniem chłopców nie ma aż takiego pola do popisu jeśli chodzi o zapasowe ubranka...
 
 
I to tyle dzisiaj.
Mam jeszcze OGROMNE zaległości w prezentowaniu wcześniejszych prac, w różnych technikach, bo nie tylko szycie jest swojego rodzaju nowością. "Niestety" króliczki robią taką furorę, że mam już zamówienia nawet na Boże Narodzenie ;) ale jak to ja - nie ograniczę się do samych króliczków i inności też będą.
 
Pozdrawiam wszystkich, którzy mimo wszystko nadal tu zaglądają.
Pozdrawiam Was!!!

niedziela, 27 maja 2018

Publiczne gościnne występy :)

Witajcie po dłuuuugiej przerwie!

Przepraszam Was, że nie było mnie tu tak długo (chyba jeszcze nigdy nie miałam aż takiej przerwy!!!), ale ostatnio dużo się u mnie dzieje. Zaniepokojonych uspokajam - żyję i mam się względnie dobrze ;) biorąc pod uwagę fakt, że od 2,5 miesiąca nie dosypiam, śpiąc po 5 h na dobę ze względu na moją pasję :)))) Mam koszmarne zaległości w pokazywaniu Wam moich prac, ale postaram się sukcesywnie to nadrabiać.

Ale do rzeczy ;)
 W marcu w jednej z naszych lokalnych gazet w dziale "Ludzie z pasją" ukazał się krótki artykuł na mój temat. Wywiad przeprowadziła Pani Prezes wspaniałego Klubu Ludzi Pozytywnie Zakręconych i wręcz automatycznie zostałam przyjęta w poczet Klubu i to z otwartymi rękami :)
Artykuł można przeczytać TU.


Powiem Wam, że to jedna z lepszych rzeczy, jakie mi się ostatnio przydarzyły!!! 
Klub, a właściwie jego Pozytywnie Zakręceni członkowie biorą udział w różnych wydarzeniach w naszym mieście i okolicach i wystawiają swoje zakręcone dzieła. 
Pierwszą propozycją dla mnie był Jarmark Wielkanocny, a propozycja przyszła nieoczekiwanie 10 dni przed imprezą, gdzie nie miałam praktycznie żadnej pracy wielkanocnej ;) No więc zaczęła się praca po nocach i niedosypianie ;)
To był mój pierwszy taki "występ" i pierwsze zetknięcie z Pozytywnymi i... było super!!!





A to my Wielkanocnie Zakręcone ;)
 

Potem odbyło się spotkanie integracyjne klubu, gdzie poznałam znacznie więcej wspaniałych ludzi i dostaliśmy "rozkład jazdy" wydarzeń, na których mogliśmy się pokazać. Z racji tego, że każdorazowo muszę znajdować opiekę dla córeczki, to moje możliwości były ograniczone. Ale dzięki mojej kochanej mamie (Dziękuję, Mamusiu!!! :*) mogłam wystąpić na kolejnych dwóch imprezach - obie w maju, w odstępie 2 tygodni :)
Nie muszę mówić, że skrócone nocki trwały dalej bo z czymś wystawić się trzeba ;)

Festyn szkolny w tematach wojskowych - drużyna Pozytywnych już znacznie silniejsza, a pogoda wspaniała :)




A wczoraj duża miejska impreza - KrotoFest - frekwencja niezła, ale sprzedaż mało imponująca... Jednak czas spędzony z Pozytywnymi jest bezcenny - szczególnie gdy na co dzień dzieje się... różnie ;)







Na razie robię przerwę w "imprezowaniu" ;) Co nie znaczy, że zarwane nocki szybko się skończą - "na tapecie" jeszcze duże zamówienie ślubne (największe, jakie dotychczas dostałam!), a poza tym mój organizm już się chyba przyzwyczaił do 5-godzinnego snu i automatycznie budzę się ok 5 rano :/
No a poza tym  obiecałam Wam nadrobić zaległości blogowe, więc chyba nocki wejdą mi w krew ;)

Tymczasem uciekam złapać trochę tej gorącej i parnej nocy ;)
Dziękuję wszystkim, którzy jeszcze o nie pamiętają i którzy czekali na kolejne wpisy :)
Miłego nadchodzącego tygodnia!!!