Strony

sobota, 27 maja 2017

Filiżanki XXL na 80-te urodziny

Witajcie!
 
Dawno już tak nie było, że wracałam tu w tak krótkim odstępie czasu. Chcę nadrobić zaległości, żeby może to zmotywowało mnie do dalszej wytężonej pracy.
 
Chciałam Wam pokazać dwie kolejne mega filiżanki, obie na 80 urodziny, obie zamówione za sprawą tego bloga :) To tak miło, jak nasza praca się komuś podoba, prawda? :)
Obie prace dotarły do zamawiających, obie się podobały, więc mogę pokazać.
 
Na pierwszy ogień najnowsza, bo wysłana w tym tygodniu do Pani Joanny :) Na szczęście ostatnio pogoda coraz częściej dopisuje, więc zdjęcia mogłam zrobić w plenerze.
 
 
 
Wiele razy sobie obiecywałam, że wymierzę dla Was moje filiżanki i podam garść statystyk. Zawsze jednak z pośpiechu pakowałam i zapominałam o zmierzeniu. Tym razem mi się udało :)
A więc tak:
Obwód filiżanki u góry wynosi 74 cm
średnica filiżanki - 25 cm
wysokość całkowita - 19 cm
 
 
Do tego policzyłam różyczki :) Wyszło wręcz idealnie - równo 100 kwiatków :) W tym 70 różyczek różowych i 30 kremowych. Dodam tylko, że zamawiająca Pani Joanna dała mi wolną rękę co do kolorystyki - w tych kolorach wyglądało m to najlepiej :)
 
 
Ozdobą filiżanki jak zawsze jest kokardka ze wstążki satynowej...
 
 
... tym razem szyta i wyjątkowo mi się podoba :)
 
 
Druga filiżanka, a właściwie pierwsza, powstała już w styczniu, ale jakoś nie było okazji jej pokazać. Tym razem zamawiającą była Pani Aleksandra i miała jasno sprecyzowane wymagania co do kolorystyki :)
Zdjęcia niestety nie najlepsze, bo w domu i przy sztucznym świetle, ale mam nadzieję, że je "przetrawicie" ;)
 
 
A więc filiżanka miała być w kolorze zbliżonym do naturalnej wikliny, różyczki miały być kremowe, a "80" jasno różowa. Sama osobiście nie wybrałabym takiego połączenia, ale Pani Oli się podobało, więc to najważniejsze.
 
 
 
Wyjątkowo tym razem filiżankę u góry ozdobiłam bawełnianą koronką, bo całość wyglądała mi raczej... mdło. Do tego kokarda, ale nie ze wstążki satynowej, tylko takiej półprzeźroczystej - też ma swój urok :)
 
 
A tak wyglądała filiżanka gotowa "do wylotu". Miała być zapakowana w celofan, więc znowu było trochę klejenia (w standardowy arkusz celofanu moje filiżanki się nie mieszczą).
Całość prezentuje się chyba całkiem nieźle, ale najważniejsze, że zamawiającej się podobało. Tak na marginesie filiżanka pojechała do jubilatki w Niemczech :)
 
 
Dziękuję Wam za odwiedziny i każde pozostawione słowo.
Z planów wyniesienia moich prac na kolejny poziom nic nie wyszło, ale nie poddaję się - jak coś się "wykroi" to się pochwalę.
Pozdrawiam i życzę miłej niedzieli  :)

wtorek, 23 maja 2017

Świecznik

Witajcie!
 
O dziwo udało mi się tu zawitać drugi raz w tym miesiącu :)
Dziękuję Wam za odwiedziny i miłe słowa pod postem o słoiczkach i wazoniku.
 
Dziś będzie krótko i zwięźle, bo samopoczucie lekko pod psem i głowa pęka, i tak jakoś...
Chciałabym Wam pokazać świecznik, jaki ostatnio poczyniłam. Kiedyś, dawno już dosyć, pomalowałam go na biało i tak sobie wylądował w pudle, bo nie miałam na niego pomysłu. Miała być serwetka z ornamentami, ale świecznik raczej niewielki i jakoś mi to nie wyglądało.
Ostatecznie poszłam w minimalizm, czyli mój ulubiony motyw :)
 
W ostatecznej wersji świecznik prezentuje się tak:
 
 
Jest to zupełnie prosty świecznik, wymiary: 21,5 cm x  5 cm x 2 cm (mniej-więcej).
 
 
Na brzegach zrezygnowałam z serwetki. Jako że pod choinkę dostałam pędzle gąbkowe, nadszedł czas na ich użycie :) Namalowałam więc koronkę. W ruch poszła też wykałaczka z tępym końcem i cienki pędzelek do podmalowania cieni. Oczywiście to moja pierwsza malowana koronka. I wiecie co? Nawet mi się podoba:)
 
 
Motyw z serwetki wylądował dość oszczędnie na wierzchu świecznika. Ponieważ miejsca tam jak na lekarstwo, padło na drobne różyczki.
 
 
Wyglądały mi tak trochę "goło" po przyklejeniu, więc dodałam cieniowania - klasyczne, w kolorze - zielony do zielonego, róż do różowego. I trochę pocieniowałam otwory na świeczki :)
 
 
To już wszystko. Mówiłam, że będzie oszczędnie - i w tekście, i w zdjęciach, bo ile można fotografować zwykły świecznik :)
Dziękuję, że do mnie zaglądacie i dziękuję za każde pozostawione słowo.
 

piątek, 5 maja 2017

Nie-wyzwaniowo, trochę hurtowo ;)

Witajcie!
 
Tak, tak, jak widzicie po tytule posta, dziś będą prace absolutnie nie wykonywane na żadne wyzwanie i które przy okazji nie podpasowały się pod żadne wyzwanie :)
 
Koleżanka z pracy, która już niejednokrotnie prosiła mnie o wykonanie czegoś, ostatnio przyniosła mi szklany wazonik i wypowiedziała moje ulubione słowa: "Zrób z tym coś" :) Czyli wolna ręka, pole do popisu. Ehhh, jak ja to lubię :)))
Do tego przyniosła też dwa małe słoiczki w celach "adopcyjnych" (już chyba pół Biura wie, że "adoptuję" takie rzeczy). No to z rozpędu "machnęłam" wszystkie trzy, żeby nie tracić czasu :)
 
No, dobra, koniec gadania. Wazonik wygląda teraz tak:
 
 
A tak wyglądał, zanim i po tym, jak dostał się w moje rączki :)
 
 
O dziwo poszło mi dość sprawnie (chyba nabieram wprawy). Co prawda w mojej pamięci serwetka, o której myślałam, zachowała się trochę inaczej, niż faktycznie wyglądała, więc musiałam improwizować. Powycinałam niektóre elementy, kawałeczki koronki dokleiłam na dole, żeby kwiaty nie lewitowały, a gdzie brakowało - domalowałam :) I pochlapałam, bo jakoś tak pusto było na środku :)
 
 
 
 
 
A oto adopcyjne słoiczki - zestawienie PRZED i PO na początek:
 
 
Słoiczek na bazylię - ja osobiście chętnie z niej korzystam, więc zrobiłam pod swój gust :) Poza tym podobał mi się motyw z serwetki - wygląda trochę trójwymiarowo...
 
 
Wiem, wiem, "zielsko" wykorzystane do zdjęć to nie bazylia tylko nasza ogródkowa mięta, ale nic innego nie miałam pod ręką :)
 
 
W sumie słoiczek wyszedł w wersji minimalistycznej, bo poza decoupage z serwetki (i to dwa niewielkie motywy), szarpnęłam się jeszcze tylko na chlapanie,no i trochę cieniowanie płaskiego okręgu na słoiczku.
 
 
Za to ze słoiczkiem w mufinki poszalałam... Miał być słodziaśny, na coś do pieczenia lub dekorowania, np. posypkę do ciast. Mimo że różowy to zdecydowanie nie mój kolor, to jednak padło na róż właśnie.
Nakleiłam babeczki i... wyszło pusto (choć serwetkę przykleiłam bez zmarszczek - hurrraaa!!!). Złapałam za gąbeczkę o przetarłam na różowo wolne miejsca między mufinkami  oraz wszelkie ranty. No i tu mnie coś podkusiło, żeby jeszcze rzucić kropeczki... :/ Powiedzcie szczerze - przedobrzyłam, prawda?
 
Na słoiczku trzy różne mufinki...
 
 
 
 
...a na wieczku czekoladki :)
 
 
Muszę Wam się do czegoś przyznać - mam niesamowite zaległości w publikowaniu!!! Ostatnio dużo się u mnie tworzy, a czasu jak na lekarstwo. Okroiłam już moje godziny snu, a i tak nie wyrabiam z blogiem. Dlatego dziś trzy rzeczy na raz, żeby trochę zaległości zeszło w jednym poście ;)
W moim kuchennym kąciku robótkowym finiszują trzy kolejne prace, a nie pokazałam Wam jeszcze kilku innych... Masakra jakaś!!! Tworzę dużo, bo "coś się kroi", ale nie powiem, żeby nie zapeszyć :)
 
Dziękuję Wam, że zaglądacie do mnie i zostawiacie dobre słowo, choć brakuje mi czasu na komentowanie u Was :(  Bardzo Was przepraszam.
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę udanego weekendu :)