Strony

piątek, 25 sierpnia 2017

Anioły są wśród nas!!!

Witajcie!
 
Wierzycie w Anioły? Ja wierzę - zawsze wierzyłam! Wierzę, że mój Anioł Stróż jest tam gdzieś do góry i czuwa nade mną i stawia na mojej drodze wspaniałych ludzi, których nie można nie kochać i którzy kochają mnie :) I przyznam, że ostatnio mój Anioł chyba wyrabiał cały ogrom nadgodzin, bo odwalił kawał dobrej roboty i jestem Mu za to dozgonnie wdzięczna :)))
 
Odkąd na blogu Ani Krućko zobaczyłam kurs na wspaniałego anioła (TU), wiedziałam, że muszę go wykonać. Zajęło mi to całe długie 4 lata ;) ale w końcu jest!!! Zgodnie z zasadą, że "co się odwlecze, to nie uciecze" - jak to w życiu bywa. Trzeba tylko być cierpliwym i czekać na odpowiedni moment, a dobre rzeczy same przychodzą :))) Czasem (a może nie tylko czasem) zsyłane są przez nasze Anioły :)
 
 
Sesja zdjęciowa tym razem "wyjściowa", improwizowana :) Anioła wzięłam ze sobą na rodzinny spacer i zatrzymywałam się tam, gdzie warto było zrobić zdjęcia. Nie mogłam nie zrobić fotek z przepięknym zabytkowym drewnianym  kościółkiem pw. św. Marii Magdaleny w moim rodzinnym Krotoszynie.
 
 
Dlaczego mój Anioł, a właściwie Anielica nie ma twarzy? Słyszałam to pytanie już kilka razy, choć niewiele osób ją widziało. Nie dałam jej twarzy, bo może mieć każdą twarz, jaka tylko mi się akurat zamarzy, mogę ją sobie wyobrazić...
Poza tym malowanie twarzy nigdy nie było moim "konikiem", więc też nie chciałam mojej Anielicy zepsuć...
 
 
Anielica to oczywiście twór 3D - kompozycja przestrzenna
 
 
Widzicie tę burzę kasztanowych włosów? To mój wymarzony kolor włosów, ale skoro moje są zbyt oporne, żeby złapać taki kolor, to dostała je moja pierwsza Anielica (bo na pewno nie ostatnia).
 
 
 
Anielica dostała pod opiekę czerwono-złote serce (tak, tak - miłość musi być!) z wytłaczanymi ornamentami. 
Serduszko oczywiście też wykonane własnoręcznie z masy lekkiej z KIKa. Malowane farbami akrylowymi.
 
 
Najtrudniej było przymocować włosy... :/  Oooooojjjj, dały mi się we znaki. Już nawet nie mówię o palcach poparzonych klejem na gorąco, bo przy dociskaniu wypływał między włosami i... bolało ;) Żeby zamaskować linię przyklejania włosów, Anielica dostała opaskę. Co prawda nie udało się kupić takiej ozdobnej przypaćkałam" srebrną przy pomocy złotej farby - żeby bardziej pasowało.
 
 
Jak już wspomniałam, Anielica dostała ode mnie złotą sukienkę, ale myślę, że kolejna będzie srebrna - znacznie bardziej wolę srebro, ale w tym wypadku złoto trochę bardziej pasowało mi do tych kasztanowych włosów :)
 
 
Moja Anielica nie jest doskonała - jak ja ;)  Ma swoje kompleksy, ale jest piękna na swój sposób :) Dla mnie jest wyjątkowa, tak jak ja mogę być wyjątkowa dla kogoś innego - i wierzę w to :)
 To moje pierwsze podejście do tematu tego typu prac, dlatego traktuję ją jako "egzemplarz próbny", taki ćwiczebny. Teraz już wiem, na co muszę zwrócić uwagę następnym razem. A Anielica próbna zostanie najpewniej ze mną :)
 
 
Dziękuję Wam za odwiedziny i dziękuję mojemu prywatnemu Aniołowi, który sprawia, że w życiu świeci słońce :)
 
A na koniec sentencja - jedna z moich ulubionych, taka prawdziwa...
 
 
 

niedziela, 20 sierpnia 2017

Kuchenne rewolucje ;)

Witajcie!
 
Spieszę pokazać Wam coś innego tym razem - odpocznijmy trochę od miłości, bo jeszcze nas zemdli ;)
 
Niedawno, gdy moja babcia się przeprowadzała, obdarowała mnie kilkoma rzeczami, w tym zestawem drewnianych łyżek kuchennych w pojemniku. Stwierdziła, że może  mi się przyda :)
No i przydało się!!! :)  Od razu miałam "wizję", w jaki sposób mi się przyda ;))) I od razu też wiedziałam, że w ruch pójdą folkowe wzory serwetek, których mam nawet całkiem sporo, a jakoś nie było okazji ich użyć ;)
 
Bez zbędnego lania wody - przybornik kuchenny po rewolucji ;)
 
 
W sumie najwięcej "zabawy było z samym pojemnikiem na łyżki - nie dość, że wzór znajduje się i z przodu i z tyłu pojemniczka, to jeszcze pokusiło mnie, żeby przykleić małe co-nieco od środka... Raaaaanyyy, ależ sobie wymyśliłam!!! Jak tu porządnie przykleić serwetkę, gdy długi pędzel absolutnie nie mieści się tam, gdzie normalnie prowadziłyby ruchy przy przyklejaniu motywu.
Perfekcyjnie nie jest, ale jakoś się udało ;)
 
 
 
Łyżki w komplecie są 4 - każda została zaopatrzona w nieco inny układ motywów (niestety, cały motyw nigdzie się nie mieścił, więc musiałam go rozcinać na pojedyncze kwiatki czasem i przyklejać, tworząc coraz to inną kompozycję.
 
 
Niestety, tylko 3 z 4 łyżek mają dziurkę na końcu :( Najmniejsza łycha nie dała się przywiązać ;)  )
 
 
Z tylnej strony postawiłam na postarzające przecierki...
 
 
...z przodu zresztą też ich nie zabrakło ;)
 
 
Jejku, dziewczyny (i chłopaki - jeśli tu zaglądają) - czy Wy macie jakiś pomysł na spowolnienie czasu???? Bo nie wyrabiam na zakrętach ;)
Właśnie dziś spojrzałam na listę prac, które są już skończone  czekają na publikację - tak, tak, starość nie radość i trzeba robić listy, bo GUBIĘ SIĘ ;) Na liście kilka pozycji. A potem odwracam się i widzę, że 3 kolejne prace skończone i czekają na sfotografowanie i publikację dla świata... :)
No więc trzeba zacisnąć zęby i brać się do roboty, choć czasu mało!!!
(Przyznam się Wam, że po epizodzie w zeszłym tygodniu  dwóch nocy pod rząd z 4 godzinami snu, stwierdziłam, że jednak przeginam ;))) )
Ale wiem, że Wy mnie zrozumiecie ;)
 
Dziękuję Wam za odwiedziny i każde pozostawione słowo. Przepraszam, że tak rzadko do Was zaglądam :(
Miłej niedzieli życzę, bo właśnie nadeszła ;)

wtorek, 15 sierpnia 2017

Powrót do przeszłości

Witajcie wakacyjnie!

"Moje małe pasje" są właśnie na wakacyjnym wyjeździe, ale jak widać nie da się wytrzymać bez choćby myślenia o moich pasjach ;)

Dziś będzie ultra krótko.
Przede wszystkim dlatego, że jestem w posiadaniu tylko jednego zdjęcia, którego nawet nie jestem autorką, a poza tym praca wcale nie powstała ostatnimi czasy :)

Otóż praca, którą Wam dziś pokażę, została wykonana 10 lat temu, gdy byłam przykuta do łóżka po operacji kolana. Szczerze powiem, że nawet o tym zapomniałam, ale na szczęście osoba obdarowana mi przypomniała i nawet przesłała zdjęcie (A. - dziękuję jeszcze raz). Stąd mogę dziś zamieścić tego posta :)

Haft krzyżykowy herbu Lecha Poznań - robiony bez schematu!!!! Obraz dla wyjątkowego fana tej drużyny. Podobno do teraz wisi w widocznym miejscu (aż miło)!!!


piątek, 4 sierpnia 2017

Prawdziwa miłość :)

Witajcie!
 
Pierwszy post w tym miesiącu, ale już ostrzegam, że będzie ich więcej ;)
Okazuje się, że do grona czytających mojego bloga dołączyła nowa osoba i chyba została fanem, bo upomina się o kolejne prace ;) Tak, tak - są i prace gotowe i takie, które będą gotowe niedługo. Z racji tego, że czas mam ograniczony, będę publikować pojedynczo, żeby jeszcze zdążyć się trochę zdrzemnąć ;)
 
Miałam dylemat, czy na weekend wrzucić Wam coś innego czy kolejne serduszko.
Ale sentencja na najnowszym sercu jest tak piękna, że padło na nie!
 
 
Serduszko jest dość spore - ma 20 cm długości. Motyw z serwetki oczywiście nie pasował na całe serduszko, więc musiałam je jakoś wtopić w tło - domalowałam szare, cieniowane boki. Do tego idealnie pasowały moje ukochane reliefy z szablonu.
 
 
 
Na odwrocie jedne z najpiękniejszych słów o miłości. Gdy przeczytałam je pierwszy raz, po pierwszym zdaniu uznałam je za bardzo smutne: "...miłość nie ma szczęśliwego zakończenia...", ale zaraz potem jak gromem uderzyła mnie część dalsza. To prawda - nie ma happy endu coś, co nigdy się nie kończy!!!
Kto kochał prawdziwie, wie, że tak jest i ta prawdziwa miłość jest jedna jedyna, największa na świecie i nigdy nie umiera, choćby cały świat próbował ją zniszczyć...
 
 
Sentencja została przetransferowana na medium na białe tło, a do tego dołożyłam te same reliefy, co na stronie z serwetką.
 
 
Pierwszy raz barwiłam  szpachlówką - z pewną dozą niepewności, ale efekt bardzo mi się podoba.
 
 
Miłość wisi w powietrzu i mnóstwo jej w tej pracy. Jest tu nie tylko moje serce (wkładam je zresztą w każdą moją pracę), ale też inne miłości - szablonowe reliefy 3D  ze szpachlówki...
 
 
... i motyw z serwetki, który najzwyczajniej w świecie kocham. Mam kilka takich wzorów serwetek vintage z dziećmi i zawsze mam dylemat, którą wybrać :) Myślę, że tym razem lepiej wybrać nie mogłam :)
 
 
A tu jeszcze królowe drugiego planu dzisiaj - zjawiskowe lilie w ogrodzie mojej cioci (mój ulubiony plener!). Te kwiaty są po prostu tak piękne, że mogłabym na nie patrzeć godzinami.
Dopiero obrabiając zdjęcia przed publikacją zdałam sobie sprawę, że to właśnie lilię wybrałam do umieszczenia na mojej łopatce kilka lat temu :)
 
 
 
Dochodzi północ... Oczy same mi się zamykają...
Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca posta, szczególnie nowym gościom i fanom ;) i zapraszam do zostawienia śladu po sobie w postaci komentarza - pozytywny czy krytyczny - każdy przyjmę z wdzięcznością :)
 
Pozdrawiam i życzę Wam miłego weekendu!